W godzinach popołudniowych dotarliśmy do Innsbrucka. Już po wyjściu z autokaru czuć było klimat tego miejsca toż to austriacki region zwany Tyrolem. Czyli Alpy, świstaki, i jodłowanie. Miasto naprawdę pięknie położone. Z niemal każdej strony widać strome i groźne alpejskie szczyty. Wyglądają jakby stały na straży miasta. Chmury które zbierają się na niebie z lotu ptaka sprawiają wrażenie jakby zasłaniały miasto ale odsłaniały szczyty gór. Chowając miasto w górach, zamykając go na resztę świata. Chwila oddechu, chyba to powietrze mi zaszkodziło zamiast pomóc bo takie dziwne myśli właśnie mi się nasunęły o tym mieście. Pierwszy postój zrobiliśmy w kościele Czarnych Mężczyzn. Jednej z ołowianych postaci złoci się męskość, istnieje nawet przesąd że jak się potrze ową męskość ma ona zapewnić szybkie zajście w ciąże. Nie skusiłam się :) jestem (byłam wtedy) trochę za młoda na macierzyństwo. Następnie spacer do kolejnego kościoła. Nie byłoby w nim nic dziwnego gdyby nie to że malowidła na sklepieniu były malowane na płaskiej powierzchni. Nie ma w tym miejscu żadnej kopuły. Faktycznie jak się zrobiło kilka kroków dalej widać było wszystko gołym okiem, ale wrażenie robiło dosyć ciekawe. Kolejnym punktem naszej wycieczki był tak zwany złoty daszek, znak rozpoznawalny Innsbrucka. Kawałek dalej, kilka minut spacerkiem wzdłuż tej samej ulicy znajduje się Łuk Triumfalny. Z racji tego że na czerwiec-lipiec zaplanowane było Euro 2008 (Austria i Szwajcaria), całe miasto było udekorowane w malutkie piłki do gry.
Ciekawostką jest skocznia narciarska, którą doskonale kojarzą zwłaszcza kibice skoków narciarskich. Padło kiedyś takie pytanie: Co widzą pod sobą skoczkowie skaczący na skoczni w Innsbrucku? Odp. Cmentarz :)
Kolejny kierunek naszej trasy - Feldkirch